Z polskimi znakami to bedzie ciezko bo laptop firmowy i prawa ograniczone itd. Ortografie i interpunkcje postaram sie jednak przestrzegac.
A jak historia moja kogos interesuje to prosze bardzo (a przynajmniej ta z motorami zwiazana):
Pierwsze prawko na motor zrobilem jeszcze w Polsce jak dinozaury biegaly po ulicach, w roku 1998 jak dobrze pamietam. Jako ze gnojek jeszcze bylem i w bloku mieszkalem to ani kasy ani miejsca na motor nie bylo (a chcialem bardzo Virago 535) i na prawku sie skonczylo. Dluga przerwa nadeszla az wybylem do Hiszpanii. Tam mi sie trafil przywilej auta sluzbowego wiec motoru (czy raczej skutera) tez nigdy nie nabylem choc kilka razy na skuterach kolegow po Barcelonie i Madrycie po szalalem. Tak czy inaczej, zasady ruchu w Barcelonie na motorze przypominaja bardziej Indie niz Europe a to nie dla mnie. 4 lata temu do ameryki mnie wywiezli i stwierdzilem ze jak nie teraz to nigdy. Jako ze motocyklista to ze mnie zaden byl (a moze i nadal jest) to zaczalem grzecznie od Hondy Nighthawk 250.
[ Nie masz uprawnień do ogldania załaczników ]
Super motor, lac benzyne, czyscic lancuch, zmieniac olej i jezdzic. Zrobilem na nim prawie 8000 mil. No ale to bylo 250cc wiec jak tylko wyskakiwalem na autostrade to manetka szla do oporu a efekt nadal zalezal glownie od kierunku wiatru. Po roku przyszla wiec pora na cos "nieco wiekszego".
[ Nie masz uprawnień do ogldania załaczników ]
Suzuki Intruder VL1500LC. Tu sie nauczylem co to znaczy "low end torque" i wiele wiele innych. Bardzo fajny motor, pojezdzilem rok (jezdze caly rok bo snieg tu pada 2 dni co 2-3 lata), i zrobilem na nim nieco ponad 14000 mil. Musze przyznac ze byla to bardzo fajna druga maszyna. Kupilem go jednak bardziej pod gust malzonki niz wlasny, spalanie to on mial prawie jak auto a te piekne rury byly tak glosne ze ilekroc rano do roboty jechalem czulem sie winny ze cale osiedle wstaje razem ze mna czy tego chce czy nie. Poszedl wiec do dziada i przyszla pora na "cos innego".
[ Nie masz uprawnień do ogldania załaczników ]
BMW R1150 GS Adventure. "Jezu, jaki brzydki" stwierdzila malzonka jak podjechalem pod dom... Rok temu z lekkim okladem to juz bylo i znowu prawie 14000 mil minelo od tego momentu. Jak na motor adventure (przygodowy? - jakos brzmi glupio) przystalo jezdzilem nim troche po lasach o gorach w okolicy ale jakos tak nie do konca sie do tego przekonalem. Wielka locha o wadze slonia i jego gabarytach. Owszem sprawia kupe frajdy i wjedzie wszedzie (prawie) ale bledow nie wybacza. Jak trzba nawrocic nim w lesie albo podniesc z ziemi w terenie to czlowiek konczy zmeczony jak po godzinie na silowni. Zeby fajniej bylo wzialem go raz na tor i mialem tam wiecej zabawy niz w terenie tylko podnozki sie strasznie szybko z asfaltem zapoznawaly a na prostej biegi za wczesnie konczyly. Stwierdzilem wiec ze pora na cos bardziej "drogowego" i tak oto przyszla FJR1300.
Dzis akurat stuknelo mi pierwszy 1000 mil na niej i jesli cokolwiek mam narzekac to tylko tyle ze moglem poszukac sztuki z klasycznym sprzeglem. Automatyczne jest ok ale jednak to nie to samo. A moze jeszcze zmienie zdanie? Sie zobaczy!