Znalazłem trochę czasu więc dokładniej opiszę jak to było.... Ogłoszenie zainteresowało mnie bo rocznik i cena były atrakcyjne. W ogłoszeniu brak telefonu tak więc napisałem meila. Za dwa dni ktoś odpisał abym kontaktował się na podanego meila. Więc w podanym meilu zadałem wiele pytań, poprosiłem o podanie lokalizacji gdyż jestem zainteresowany przyjazdem i najważniejsze to podanie nr telefonu. Za dwa dni dostałem dwa bardzo długie meile z opisem motocykla (ochy i achy) oraz cała procedura zakupu, przebieg transakcji i oględziny przed zakupowe. Sprzedający jest Anglikiem który kiedyś pracował w Polsce a teraz jest w Anglii. Będąc w Polsce kupił tą Yamahę i zarejestrował na polskich blachach. Ponieważ obecnie przebywa w Anglii trudno mu tu sprzedać motocykl zarejestrowany w tak egzotycznym kraju jak Polska wiec postanowił go sprzedać w Polsce i tu wystawił ogłoszenie. Cenę zrobił bardzo atrakcyjną ponieważ chce szybko sprzedać. A teraz najlepsze: jeśli się zdecyduję na motocykl to muszę mu podać dokładny adres zamieszkania następnie firma kurierska (n/n) dowiezie mi ten motocykl do domu na oględziny. Ja mam 5 dni na podjęcie decyzji czy kupuję czy nie. W zastaw daje kurierowi równowartość motocykla ale kurier nie przekazuje kasy do sprzedającego tylko trzyma ją u siebie do momentu podjęcia przeze mnie decyzji. Jeśli motocykl zatrzymuję kurier kasę przekazuje do sprzedającego a jeśli się rozmyślę i nie zdecyduję na zakup wtedy bez najmniejszych konsekwencji kurier oddaje mi pieniążki, zabiera motor i przekazuje do sprzedającego. Całą operacje i jej koszty pokrywa sprzedający. Operacja jest w 100% dla mnie bezpieczna. Oczywiście nie ma mowy o podaniu lokalizacji motocykla oraz nr tel do sprzedającego..... Gdybym miał 15 lat może i bym trochę z tego łyknął ale że mam 5 dych na karku to nie wierzę w jedno słowo. Dla mnie to czysty wał i przekręt i operowanie jakimś kradzionym motocyklem...
Co koledzy sądzą na ten temat...?