No pewnie, że powinienem się przedstawić, tym bardziej, że już pomyłki były...
Dzięki za przypomnienie, ale z drugiej strony chciałem zobaczyć jaki odzew będzie.
Dziękuję więc za przywitanie na forum i spieszę z wyjaśnieniami. Jesteście gotowi? Bo będzie długo...
Mam na imię Artur, mieszkam w Częstochowie i moja przygoda z dwoma kółkami zaczęła się jakiś czas temu, kiedy jako piętnastolatek zamieniłem najlepszą wówczas seryjnie produkowaną w PRL kolarzówkę na szytkach marki Jaguar na... Motorynkę!!! Ale to był szał! Tym bardziej, że mój egzemplarz był szybszy od połowy Simsonów przywożonych synkom przez dzianych rodziców zza zachodniej granicy. Zapewne dlatego, że kolor jej był krwistoczerwony i miała niezwykle niski opór powietrza z powodu opływowego baku
. Do czasu... Jeden z kolegow wlał do tego fajnego baku zamias benzyny olej napędowy! Poźniej przez lata nie było nic, aż do momentu, kiedy każde kolejne hobby nie cieszyło już przez dłuższy czas. Przypomniałem sobie wtedy o młodzieńczym wietrze we włosach (Jazda bez kasku przy max 50km/h)
, beztrosce i późnych powrotach do domu. To były czasy. Pierwsze moto, które kupiłem po dłuuuuuugim czasie, i na którym przypominałem sobie (jak mawiają Górale - jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz - a wyglebiłem dwa razy) jak się jeździ to było w całkiem niezłym stanie Suzuki Marauder z 1999 roku - śliczne, czerwono-czarne, chromowane, błyszczące i codziennie konsewowane woskiem. Po dwóch latach, kiedy zdałem sobie sprawę, że mocy w moto jakby było coraz mniej, bydle coraz mniej mnie słucha, a i ze stylem niekoniecznie mi po drodze, postanowiłem zakupić coś nowego. Nie wiedząć do końca na co się porywam, jaki potencjał w tej maszynie drzemie i jak zakręci mnie wokół siebie biorąc ze mną śluby na dłuższy czas postanowilem wyznać miłość - eFJoteRze. Rocznik 2003, ABS, niebieściutka i do tego moja! Tylko Moja!!!
Początki były trudne, zabierałem się do niej jak pies do jeża, jak młodzik do ślicznej panienki, próbowałem, podszczypywałem i sprawdzałem na ile mogę się posunąć, aby nie dostać po łapkach
. Ona, jak wierna kochanka. Była i jest cierpliwa, wybaczała i do dziś wybacza wiele po to, abyśmy się jeszcze lepiej dotarli. Dziś wiem, że znamy się na tyle dobrze, że mogę jej śmiało odwinąć (czytaj odkręcić gaz) i po dupce raźno klepnąć (czytaj - przyhamuj moja miła), a ona zamruczy raźnie i tylko szybciej zakręci serduszkiem. Jak długo potrwa ta miłość? Nie wiem. Jak na razie darzymy się dużym zaufaniem i miłością potrzebną do wspólnego nawijania kolejnych kilometrów...