Dużej Divy nie opiszę, bo miałem babciowinkę XJ 900 z 1987.
W dwóch słowach to jest technologiczna przepaść. Aczkolwiek XJ ma swój niepowtarzalny klimat motocykla z lat 80-tych. To taki Youngtimer, można rzecz. Podczas gdy FJR kusi nowoczesnością i zdobyczami techniki.
XJ trakcyjnie nie wyrabia przy wspólczesnych motocyklach. Można nią było trochę poszaleć, ale największą frajdę sprawiała umiarkowana jazda. Na swojej przejechałem 35000 km i zawsze zachwycała mnie swoim duchem i klimatem. FJR jest turbolokomotywą, która w szybkim tempie zawsze mnie dowiezie w najodleglejsze miejsca bez uszczerbku dla komfortu. W XJ po 200km zaczynało boleć miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, a na FJR po 800km przelocie nawet nie poczujesz bólu tyłka. W żadnym z motocykli nie miałem przygód pod tytułem - postanowiłem się zepsuć w trasie i nie jadę dalej.
W moim odczuciu XJ miała mniejsze fochy na bardzo niskich obrotach i wysokim biegu w porównaniu do FJR.
Niewątpliwą zaletą XJ był jej niepowtarzalny klimat starszego motocykla i będę ją wspominał z ogromnym sentymentem - wszak to było moje pierwsze prawdziwe moto, w które włożyłem mnóstwo serca. Kto widział ten wie o czym mówię.